Przeczytajcie notkę
Zayn P.O.V
Musiałem szybko wyjść z domu Amy zanim bym czymś rzucił lub zniszczył. Gdy jestem mocno wkurwiony to nie panuję na sobą i potrafię być nieobliczalny. Dlatego lepiej będzie jak wyładuje złość na nim.
Wsiadłem do swojego auta i ruszyłem w stronę najbliższego kasyna. Byłem pewien, że tam go zastanę grającego w karty lub bilard a na dodatek podpitego i naćpanego. Zawsze tam jeździ gdy nie mamy roboty, lub gdy po prostu chce sobie trochę dorobić. Potrafi całymi godzinami przesiadywać w towarzystwie grubych szych tego miasta i rozmawiać o niesprawiedliwości świata. Albo po prostu jeździ tam, aby sprzedać trochę towaru.
Styles już od dawna sprawia kłopoty. Ciągle wdaje się w bójki i kłóci z naszymi pracodawcami. Ostatnio nie odpowiada mu też wypłata jaką dostaje po każdej misji, dlatego zaczął dilować. Jakieś pięć dni temu przez jego zasraną nie ostrożność prawie złapałaby go policja. Dobrze, że w miarę zdążyłem go zabrać z tej ciemnej uliczki gdzie sprzedawał jakiemuś Włochowi trzydzieści gram kokainy. Trzydzieści gram. Gdyby go wtedy złapali z taką dużą ilością tego białego proszku, chyba siedział by do końca życia. Na szczęście zjawiłem się w porę przed glinami.
Mało tego Harry ma psychopatyczne upodobania, jeśli chodzi o płeć żeńską. Ma instynkt samca alfa, zdobywcy, drapieżnika. Gdy tylko jakaś dziewczyna mu się spodoba lub czymś go zaintryguje musi ją zdobyć. Nie raz gdy siedzimy w klubie i jego uwagę przykuje idealna dla niego kobieta, podchodzi, stawia drinka, rozmawiają z dziesięć minut po czym prowadzi ją na górę do pokoju dla gości i pieprzy przez kilka godzin. Potrafię sobie tylko wyobrazić w jaki sposób.
Gorzej gdy jego ofiarom zostaje przypadkowa dziewczyna z ulicy. Dla niego wystarczy jedno spojrzenie, aby postanowić sobie ją przywłaszczyć na jedną noc. A gdy dana wybranka nie jest nim zainteresowana, on staje się zdesperowany do dowiedzenia się gdzie mieszka, o której chodzi spać a nawet co je na śniadanie. Gdy już wiesz wszystko po prostu włamuje się do jej domu i bierze to czego chce. Jej. I właśnie to Grece stała się jedną z tych ofiar, które nie uległy urokowi Harrego. Jego to podnieca. Uwielbia zdobywać i to właśnie zrobił z Grece.
Normalnie bym się tym nie przejął, ale zrobił to już trzeci raz. Ponad to, ta dziewczyna pochodzi z bogatej rodziny więc jeśli powie coś rodzicom to będziemy mieli przesrane. Jej ojczulek jest w stanie wywęszyć kto zrobił krzywdę jego córce. Odnajdzie Harrego a w raz z nim nasz gang. Ma pieniądze więc jest zdolny wynająć każdego! Kurwa.
Muszę przemówić Stylesowi do rozumu. Chociażbym miał użyć siły, on musi zrozumieć, że ma przestać to robić. Przez niego wszyscy możemy mieć problemy. A jeśli szef się dowie o jego kolejnym wybryku to na pewno nie będzie taki litościwy jak zeszłego razu. Harry to mój dobry kumpel i zawsze będę mu osłaniać tyłek ale czasem naprawdę mnie wkurwia.
Zaparkowałem auto pod dużym, ceglanym budynkiem. W okół mnie stało także parę innych luksusowych i kosztownych aut, które zapewne należą do tych wszystkich bogatych świń w środku. Oplotłem wzrokiem niewielki parking i zauważyłem Jeepa Harrego. Moja intuicja i tym razem się sprawdziła.
Wysiadłem z samochodu i zmierzyłem w kierunku wejścia przy którym stał duży, napakowany ochroniarz. Zmierzył mnie wzrokiem i bez słowa wpuścił do środka. Jestem tu rozpoznawalny. Wszyscy wiedzą czym się zajmuję i dla kogo pracuję, dlatego nie ma klubu, kasyna czy restauracji gdzie bym musiał upominać się o wstęp.
Gdy tylko wszedłem poczułem standardowy zapach tego miejsca. Cygara, papierosy, alkohol, męskie perfumy. Jednym słowem zaduch, którego nienawidzę. Dlatego nie lubię tu przesiadywać, chociaż czasami zdarzało się, że miałem potrzebę ograć parę amatorów. Z drugiej strony to szybkie i łatwe pieniądze.
Znajdowałem się teraz w dużej sali, gdzie panował kolor czerwony. Czerwone dywany, ściany, obszycia krzeseł i zasłony. Raziło mnie aż w oczy mimo, iż panuje tu raczej półmrok a jedynie pojedyncze lampy przy stolikach rozświetlają to miejsce. Stoły są tu ustawione w luźnej rozsypce. Przy każdym siedzi grupka osób. Jedni grają w pokera inni w ruletkę jeszcze inni w bilard. Na każdym obrusie można dostrzec pliki pieniędzy, które są nagrodą po zwycięstwie w każdej wymienionej grze. Forsa to główny cel tego miejsca jak i temat rozmów. Nie spotkasz tu ludzi którzy graja dla przyjemności czy dla zabawy. To jest pierdolony hazard.
Wiedziałem, że na tej sali nie będzie Harrego. On i jego towarzysze grają na zapleczu ponieważ ich zasady gry przeraziłyby większość tu zgromadzonych gości. Zacząłem iść w stronę drewnianych drzwi nad którymi widniała tabliczka "WSTĘP TYLKO DLA PRACOWNIKÓW" co chwilę witając się z graczami zajmujących miejsca przy stolikach. Jak już mówiłem, większość ludzi w tym mieście mnie zna.
Mój wzrok powiódł za zgrabnym tyłkiem jakiejś kelnereczki niosącej na tacy kilka kieliszków z brązową cieczą.
- Hej skarbie! - zawołałem w jej kierunku.
Brunetka natychmiast się odwróciła i zaczęła iść w moim kierunku. Obserwowałem ją bacznym wzrokiem i zauważyłem, że jest trochę podobna do Amy. Te same ciemne, długie włosy, blade usta, trójkątna twarz, smukłe ramiona, drobna sylwetka i to same nieśmiałe spojrzenie. Od razu odżyły we mnie wspomnienia sprzed kilku godzin. Witsoon w samej bieliźnie, mokrych włosach z których kapały pojedyncze krople na jej ciało, rozpalone usta i niepewność a może nawet strach w oczach gdy mnie wtedy zobaczyła. Co prawda mogłem zrobić z nią co chcę ale... Nie zrobiłem. Chciałem bardzo, jak nigdy wcześniej pragnąłem jej ciała ale się powstrzymałem. Sam się dziwię jakim cudem, bo przecież Zayn Malik zawsze bierze to czego chcę. Dlaczego ona tak na mnie działa? Przez nią zaczynam znów czuć. Emocje do mnie powracają i kurwa tego nie kontroluję. Najgorsze jest to, że zostawiła mnie dziś nie spełnionego i teraz mam ochotę się pieprzyć. Nawet z tą kelnereczką która w jakimś stopniu przypomina mi dziewczynę na którą mam ochotę od kilku tygodni. Ale to... Może potem.
Posłałem jej jeden z tych moich cwaniackich uśmiechów i wziąłem jeden kieliszek whisky po czym odszedłem w stronę drewnianych drzwi.
Wszedłem cicho do środka. Nie zamierzałem zwracać na siebie uwagi, puki nie zorientuje się jak wygląda cała sytuacja. Przylgnąłem do drzwi i stanąłem w cieniu, aby nikt mnie nie zauważył. Jakieś pięć metrów ode mnie stoi stół przy którym siedzi pięciu facetów w tym Harry. Wszyscy dobrze zbudowani i ubrani na czarno. Czekają teraz jak masywny, łysy mężczyzna wyłoży karty. Jakiś krótko ścięty blondyn ze znudzeniem patrzy w plik pieniędzy ułożony na środku stołu. Brunet z wąsem i zarostem patrzy niepewnym wzrokiem w swoje karty, jego noga pod stołem która nerwowo się trzęście świadczy o tym, że to nie jego najlepsza rozgrywka. Kolejny łysy typ o hiszpańskich rysach siedzi rozwalony na krześle i opowiada jakiś kawał. Wygląda na rozluźnionego. No i Harry - kompletnie bez wyrazu i wyprany z emocji, pustym wzrokiem spogląda na swoich towarzyszy. Popala papierosa od czasu do czasu zmieniając położenie kart w swojej dłoni. Nad wszystkimi unosi się biały dym uciekający z niedogaszonych fajek w popielniczce. Aż nagle mam ochotę zapalić.
Mężczyźni rozmawiają teraz o piątkowym meczu. Wymieniają zdania na temat piłkarzy i ich gry. Atmosfera wydaje się sztucznie przebarwiona sympatią a wszyscy zgromadzeni co chwilę wybuchają fałszywym śmiechem. Z pewnością łączą ich tylko karty i pieniądze.
Gdy już się upewniłem, że nigdzie nie leżą poodcinane palce ludzi, którzy nie byli w stanie zapłacić przegranej sumy postanowiłem wyjść i załatwić sprawę z Harrym. Już miałem się odezwać gdy usłyszałem czyjeś kroki i jęki zbliżające się do ich stołu. Cofnąłem się i zacząłem przyglądać nowym przybyszom.
- Panie Styles - zaczął jakiś gruby brunet, który kurczowo trzymał przed sobą chudego chłopaka o bladej skórze. Z jego nosa ciekła stróżka krwi, która poplamiła mu flanelową koszule. Lekko przydługawa grzywka lepiła mu się do spoconego czoła a wystraszony wzrok skanował otoczenie. Mógł mieć z dwadzieścia trzy lata. - Znaleźliśmy go. Szwendał się po parku. - oznajmił brunet.
- Wybaczcie na chwilę panowie. - loczek skierował się do swoich towarzyszy i wstał. Podszedł bliżej do trzymanego chłopaka i zmierzył go pogardliwym spojrzeniem. - Gregg. Słabo wyglądasz. - stwierdził z udawanym przejęciem. - Czekaj chyba masz coś na brodzie. - Powoli podsunął swoją rękę do jego twarzy. Ale nie z zamiarem wytarcia zaschniętej krwi tylko z zamiarem przyłożenia mu w twarz. Chłopak zacisnął powieki z bólu i wypluł krew, która znów poplamiła mu koszulę. - Wiesz, trudno było cię znaleźć. Ale w końcu jesteś i mam nadzieję, że z forsą którą jesteś mi winien od jakichś dwóch tygodni. - powiedział Harry z powagą i spokojem wymalowanym na twarzy. Spojrzał na swoją dłoń, która przed chwilą uderzyła Gregga i skrzywił się na widok pojedynczych kropli jego krwi.
- Błagam... - Chłopak z trudem łapał oddech. - Daj mi jeszcze trzy dni. Oddam wszystko co do grosza, tylko...
- Tylko problem w tym, że już to gdzieś słyszałem. - przerwał mu Styles, który najwidoczniej był nie wzruszony jego błagalnym tonem. Zaczął chodzić po pomieszczeniu ze skupioną miną, za pewne decydując czy go teraz zabić.
- Nie. Tym razem przysięgam. - Przy każdym słowie popluwał się krwią. W oczach miał nadzieję większą niż złość Harrego ale czułem, że także gdzieś głęboko w sobie wiedział jak bardzo ma przesrane.
Harry jest bardzo mściwy i pamiętliwy. Nigdy nikomu nie odpuszcza, tym bardziej jeśli chodzi o kasę i interesy. Nie raz kończyło się to śmiercią dla głupców którzy z nim zadarli, lub chcieli zrobić go w konia. Podejrzewam, że Gregg jest jedną z tych osób - głupiec.
- Mam dość pierdolonych obiecanek, których i tak nie spełnisz.
- Załatw to w końcu. Chcemy dokończyć grę. - zwrócił się do Stylesa łysy mężczyzna, który ze znudzoną miną wpatrywał się w stół. Dla nich takie sytuacje to codzienna normalka.
- Zaraz! - warknął zielonooki. Znów podszedł bliżej chłopaka, który ledwo trzymał się na nogach. - Może jeszcze się dogadamy? Słyszałem, że twoja dziewczyna jest bardzo ładna. Modelka tak? Jeśli dasz mi ją na parę nocy to wszystko ci odpuszczę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. - uśmiechnął niczym rekin a jego oczy zalśniły prowokująco.
- Spierdalaj!!! Jeśli ją tkniesz to cię zabiję! - wydarł się Gregg i ostatkiem sił próbował wyrwać ramiona z uścisku grubasa, który go trzymał.
Harry zaśmiał się jak psychopata z dennego horroru.
- Tak myślałem - Nagle wyciągnął spluwę i wymierzył w głowę tego chłopaka. Wiedziałem, że go zabiję nie zważając na fakt, iż odgłos strzału rozniesie się po całym kasynie. Wywoła panikę na sali i prawdopodobnie ktoś wezwie policję. To równa się z kolejnymi problemami dla nas, nie zamierzałem do tego dopuścić.
- Chyba nie zamierzasz go tu zabić durniu. - tymi słowami zwróciłem na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. Wyszedłem z cienia i stanąłem w odpowiedniej odległości od celu Harrego, na wypadek gdyby wystrzelił a krew rozprysłaby się dookoła.
- Co tu robisz? - wysyczał. W ogóle nie cieszył się, że mnie widzi. Zresztą nie dziwię się, ponieważ to już kolejny raz gdy przeszkadzam mu w spełnianiu swoich demonicznych zamiarów.
- Odłóż broń. Musimy pogadać.
- No nie! Czy jeszcze coś przeszkodzi nam w dokończeniu tej cholernej rozgrywki? - wtrącił znów łysy facet, który wyglądał na naprawdę zniecierpliwionego.
Harry zmierzył go wściekłym spojrzeniem po czym przeniósł wzrok na swoją ofiarę, która leżałaby trupem od pięciu minut gdyby nie ja. Nie żebym był wielce wrażliwy i współczujący temu chłopakowi. Po prostu nie chcę, żeby znów spadły na nas kłopoty. A przecież na ich bark nie możemy narzekać.
- Zaraz wracam - burknął do wszystkich i skinął na mnie głową abym poszedł za nim.
Weszliśmy do jakiegoś małego kantorka gdzie trzymają mopy, miotły i inne rzeczy do sprzątania. Bardzo ciasne pomieszczenie.
Ja także nie ukrywałem zirytowania. Męczyło mnie to ciągłe pilnowanie tego faceta, który od czasu do czasu musi kogoś zabić lub przelecieć jakąś obcą dziewczynę. Oczywiście ja też nie jestem aniołkiem. Tyle, że gdy ja muszę kogoś kropnąć to robię to dyskretnie i bez wielkiego przedstawienia.
- Czego?
- Czego? Jeszcze pytasz? Chciałeś zabić tu tego chłopaka, gdzie każdy by usłyszał strzał. Ktoś by wezwał psy i znów musiałbyś zacierać wszystkie ślady. Znając ciebie zrobiłbyś to nieudolnie. - próbowałem powstrzymywać krzyk, aby tamci z sąsiedniego pomieszczenia nas nie usłyszeli.
- Nikt by nawet nie zareagował. Tu są sami zabójcy i przestępcy. - mruknął.
- Pewnie, pomijając personel który w większości składa się z bojaźliwych kelnereczek.
- Pieprzysz - Skrzyżował ręce na piersiach i zrobił obojętną minę. Jego postawa powodowała, że jeszcze bardziej miałem ochotę mu przyłożyć.
Zirytowany chwyciłem się za nasadę nosa kciukiem i palcem wskazującym. Próbowałem uspokoić się chociaż trochę, aby zaraz nie rozwalić tego całego kantorka.
- Dobra. A może chcesz mi powiedzieć co dziś robiłeś?
Zielonooki przez ułamek sekundy ukazał na swojej twarzy niepokój. Szybko jednak z powrotem nałożył na siebie maskę obojętności. Nic przede mną nie ukryje, znam go na wylot. Jestem tylko ciekawy czy zacznie kłamać.
- O co ci do kurwy chodzi? - zapytał spokojnie powoli się prostując.
Uniosłem ze zdziwieniem brwi.
- Może o to, że dziś znów pieprzyłeś?
Na te słowa już nie udawał niewiniątka. Obrócił głowę i przygryzł od wewnątrz policzek. Po chwili prychnął nerwowo i pokręcił głową.
- Skąd to kurwa wiesz?
Oczywiście nie mogłem powiedzieć mu prawdy.
- Przejeżdżałem obok jej domu i widziałem twój samochód. Kurwa Harry ona pochodzi z bogatej rodziny! Jeśli powie coś rodzicom będziemy mieli przejebane. A właściwie ty, bo ja już mam dość nastawiania za ciebie karku. - Nie wytrzymałem i w końcu powiedziałem co myślę.
Widziałem jak się cały napina. Zacisnął mocno szczękę a jego spojrzenie mogło w tamtej chwili zabijać. Uniósł wysoko głowę i podszedł do mnie zdecydowanie za blisko.
- Po pierwsze i tak będę robić co zechcę. Po drugie mój najlepszy kumpel się ode mnie odwraca? Zwariowałeś stary?
- Mam kurwa tego dosyć. Ciągle pakujesz się w jakieś gówno a jak sobie nie radzisz to lecisz do mnie. Mówiłem ci wiele razy, że masz z tym przestać. To całe dilowanie...
- Gadasz jak hipokryta. Przecież sam sprzedawałeś prochy. - Zmrużył oczy jakby chciał mi się lepiej przyjrzeć. - Zmieniłeś się. Od paru tygodni jesteś inny, słabszy. Czepiasz się rzeczy które kiedyś były dla ciebie normą. Może teraz zacząłeś pracować dla psów? Huh? Albo podporządkowujesz się kobiecie? Cipa z ciebie Zayn. - wycedził.
Tego już było za wiele. Wziąłem zamach i z całej siły uderzyłem go w twarz. Przewrócił się co szybko wykorzystałem i przykląkłem przy nim. Chwyciłem go za skórzaną kurtkę i potrząsłem.
- Nigdy nie robiłem dla psów!
W odpowiedzi usłyszałem jego gardłowy śmiech. On nigdy nie ukazywał bólu.
- Ale nie zaprzeczyłeś o dziewczynie. Co to za dziwka, że wolisz ją od przyjaciela? - znów zaczął mnie prowokować. Udolnie.
Wkurwiony szarpnąłem go w górę i znów walnąłem mu pięścią w nos. Tym razem tylko się zachwiał i podtrzymał metalowego regału na którym stały różne środki czyszczące. Sam nie wiem co wtedy myślałem. Chciałem mu tylko narobić parę sińców a gdy będzie po wszystkim po prostu pogodzić się. Ale męska duma mi na to nie pozwalała. Byłem cholernie na niego wściekły za to, że zrównał mnie z policją, za to, że domyślił się o dziewczynie. Za to, że uważa mnie za fałszywego przyjaciela, który broni własnego tyłka.
Z rozmyśleń wyrwał mnie ból brzucha. Jedno uderzenie, drugie aż w końcu cios w twarz. Uderzyłem plecami o ścianę a w ustach poczułem smak krwi. Mierzyliśmy się teraz rozwścieczonymi spojrzeniami. Zauważyłem, że po skroni leci mu strużka krwi.
- Jak szef się dowie o tym co robisz, zabije cię. Zresztą już się domyśla, że sprzedajesz jego towar i połowę zysku bierzesz dla siebie. A w to wszystko wchodzą jeszcze kolejne bezsensowne zabójstwa. - powiedziałem, aby chociaż trochę mu uświadomić jak bardzo się zagalopował. Chciałem aby przejrzał na oczy.
- Sram na Macka. Już nie jest moim szefem. A tak w w ogóle, czy twoja panna wie czym się zajmujesz? - Znów się roześmiał, pewnie przez iskrę niepewności w moim spojrzeniu. - Na pewno tak, tylko ciekawe co na to Mack.
Zacisnąłem pięści tak mocno, że poczułem jak paznokcie przeciskają mi się przez skórę.
- Nic mu nie powiesz - Bardziej rozkazałem niż spytałem. I nagle dopiero teraz zdałem sobie sprawę na jakie niebezpieczeństwo naraziłem Amy. Przecież...
- Chciałbym abyś sam mu się przyznał, ale obawiam się że to nie wyjdzie. - Zaczął sięgać do tylnej kieszeni spodni patrząc na mnie lodowatym wzrokiem. Wyjął powoli broń. - Nie chcę tego robić Zayn. Ale nie widzę innego wyjścia. Ciągle się wpierdalasz i mnie pouczasz, jakbyś to ty siedział w tym dłużej. A to przecież ja cię do tego wszystkiego wciągnąłem. Pamiętasz? Jak chodziłeś ulicami i szukałeś pracy? Gdyby nie ja, twoja rodzinka już dawno zdechłaby z głodu. - Wymierzył we mnie. Podszedł bliżej tak, że lufa prawie dotykała mojej piersi. Mimo to zachowałem spokój. - Po prostu chyba jesteś za miękki do tej roboty.
- A ty zbyt głupi. Zobaczymy kiedy ktoś cię sprzątnie. - posłałem mu cwaniacki uśmieszek. Uśmiechnąłem się do mojego złudnego przyjaciela, który niegdyś uratował mi życie. A teraz je odbierze. Osoba, którą uważałem za najlepszego kumpla teraz po prostu mnie zabije. Tylko dlaczego nic nie czuje? Ani strachu ani złości.
On uśmiechnął się smutno, ale w jego oczach nie było widać żalu. Harry Styles nie wie co to żal.
- Szkoda. Mogliśmy tworzyć dobry zespół.
Już czułem jak jego palec napina się aby nacisnąć spust. Już słyszałem wystrzał, który będzie ostatnim dźwiękiem jaki napotka moje uszy. Już czułem przeszywającą mnie kule, która przecina mi serce na pół i przelatuje na wylot. Chyba nawet zobaczyłem rozmazany obraz twarzy jakiejś dziewczyny. Amy?
Zamiast tego wszystkiego dobiegł mnie dźwięk otwieranych drzwi, które z impetem uderzyły w ramię Harrego. Broń wyleciała z jego dłoni i upadła na podłogę. Styles chwycił się za obolały bark i syknął z bólu. Na jego nieszczęście to drzwi metalowe a więc ból dwa razy mocniejszy.
Nie patrząc nawet na to kto chciał wejść do środka, chwyciłem szybko broń z białych płytek i wycelowałem w zielonookiego, który nawet tego nie zauważył. Oddech miałem ciężki i przerywany. Serce waliło mi mocniej niż sprzed kilku sekund temu, kiedy to ja stałem na miejscu Harrego. Chciałem żeby na mnie spojrzał. Musiałem zapamiętać jego ostatni wyraz twarzy. Musiałem go zabić bo chciał zrobić to samo ze mną. To pierdolona dżungla, mściłby się na mojej rodzinie, odnalazłby Amy, okradłby dom. Jak mogłem mu zaufać?
Spojrzał na mnie i już wiedział, że to koniec.
Nie wahałem się.
Wystrzeliłem.
Opadł na podłogę powoli tonąc we własnej kałuży krwi. Zaszczyciłem go ostatnim spojrzeniem po czym wybiegłem z kantorka. Jak się zorientowałem to brunet (który nie miał dobrego rozdania) chciał wejść sprawdzić co się dzieje. Kiedy indziej podziękuje mu za uratowanie życia.
Wszystko potem działo się bardzo szybko. Musiałem jakoś stamtąd wyjść, co nie było wcale takie proste gdy w okół ciebie znajdują się sami uzbrojeni mężczyźni. Zaskoczyłem ich gdy wpadłem do pomieszczenia gdzie grali w karty z bronią. Zacząłem krzyczeć, że mają się nie ruszać bo inaczej powybijam każdego. Nie zwracałem już nawet uwagi czy ktoś z głównej sali kasyna usłyszy moje krzyki czy wystrzał który zadałem Harremu. Wywierałem na każdym presję moimi wrzaskami i wymachiwaniem bronią, co działało na moją korzyść. W końcu dotarłem do drzwi przez które wszedłem do tego piekła. W pośpiechu opuściłem ich hazardowy pokoik.
Na sali dla gości musiałem schować broń i udawać spokojnego. Oczywiście każdy na mnie patrzył podejrzliwie i niepewnie. Pomyślałem, że może jestem brudny od krwi ale szybko to zignorowałem. Po prostu zmierzyłem w stronę głównego wyjścia.
Mam jakieś trzy minuty. Potem pewnie zaczną mnie gonić i szukać. Wsiadłem do swojego czarnego Audi i z piskiem opon odjechałem spod kasyna. W żyłach nadal buzowała mi adrenalina. Złość ogarnęła cały mój umysł. Zacząłem sobie nagle zadawać pytania: Czy musiałem go zabić? Co by było gdybym tam nie pojechał? Co powiem szefowi?
Jakby tego było mało zaczęło padać co jest fatalnym powiązaniem z roztargnionym mną za kółkiem. Mknąłem teraz przez autostradę a obraz przede mną zasłaniał mi deszcz spływający po szybie oraz obrazy sprzed kilku minut. Co chwilę masowałem twarz, aby jakoś otrząsnąć się z szoku i zacząć racjonalnie myśleć. Nagle zauważyłem zbliżające się do mnie światło. Dwa światła. Zmrużyłem oczy żeby lepiej się przyjrzeć dziwnej zwidzie przede mną. Nic nie słyszałem, nawet kropli deszczu uderzających o dach samochodu. Ogłuchnąłem? Światło nadal się zbliżało i jakby... Migotało do mnie. Czy to co teraz widzę dzieje się naprawdę? A może umarłem z ręki Harrego a teraz jadę drogą do piekła? Cholera oby mnie tam dobrze przyjęli.
Zamrugałem kilka razy aby wyostrzyć sobie widoczność. Zadałem też sobie plaskacza w twarz co natychmiast pomogło. Kurwa, usłyszałem trąbienie które dobiegało ze strony światła. Co? Jakiegoś światła? To reflektory tira, który zbliżał się z zabójczą prędkością. Oszołomiony natychmiast gwałtownie skręciłem w prawo.
Styles już od dawna sprawia kłopoty. Ciągle wdaje się w bójki i kłóci z naszymi pracodawcami. Ostatnio nie odpowiada mu też wypłata jaką dostaje po każdej misji, dlatego zaczął dilować. Jakieś pięć dni temu przez jego zasraną nie ostrożność prawie złapałaby go policja. Dobrze, że w miarę zdążyłem go zabrać z tej ciemnej uliczki gdzie sprzedawał jakiemuś Włochowi trzydzieści gram kokainy. Trzydzieści gram. Gdyby go wtedy złapali z taką dużą ilością tego białego proszku, chyba siedział by do końca życia. Na szczęście zjawiłem się w porę przed glinami.
Mało tego Harry ma psychopatyczne upodobania, jeśli chodzi o płeć żeńską. Ma instynkt samca alfa, zdobywcy, drapieżnika. Gdy tylko jakaś dziewczyna mu się spodoba lub czymś go zaintryguje musi ją zdobyć. Nie raz gdy siedzimy w klubie i jego uwagę przykuje idealna dla niego kobieta, podchodzi, stawia drinka, rozmawiają z dziesięć minut po czym prowadzi ją na górę do pokoju dla gości i pieprzy przez kilka godzin. Potrafię sobie tylko wyobrazić w jaki sposób.
Gorzej gdy jego ofiarom zostaje przypadkowa dziewczyna z ulicy. Dla niego wystarczy jedno spojrzenie, aby postanowić sobie ją przywłaszczyć na jedną noc. A gdy dana wybranka nie jest nim zainteresowana, on staje się zdesperowany do dowiedzenia się gdzie mieszka, o której chodzi spać a nawet co je na śniadanie. Gdy już wiesz wszystko po prostu włamuje się do jej domu i bierze to czego chce. Jej. I właśnie to Grece stała się jedną z tych ofiar, które nie uległy urokowi Harrego. Jego to podnieca. Uwielbia zdobywać i to właśnie zrobił z Grece.
Normalnie bym się tym nie przejął, ale zrobił to już trzeci raz. Ponad to, ta dziewczyna pochodzi z bogatej rodziny więc jeśli powie coś rodzicom to będziemy mieli przesrane. Jej ojczulek jest w stanie wywęszyć kto zrobił krzywdę jego córce. Odnajdzie Harrego a w raz z nim nasz gang. Ma pieniądze więc jest zdolny wynająć każdego! Kurwa.
Muszę przemówić Stylesowi do rozumu. Chociażbym miał użyć siły, on musi zrozumieć, że ma przestać to robić. Przez niego wszyscy możemy mieć problemy. A jeśli szef się dowie o jego kolejnym wybryku to na pewno nie będzie taki litościwy jak zeszłego razu. Harry to mój dobry kumpel i zawsze będę mu osłaniać tyłek ale czasem naprawdę mnie wkurwia.
Zaparkowałem auto pod dużym, ceglanym budynkiem. W okół mnie stało także parę innych luksusowych i kosztownych aut, które zapewne należą do tych wszystkich bogatych świń w środku. Oplotłem wzrokiem niewielki parking i zauważyłem Jeepa Harrego. Moja intuicja i tym razem się sprawdziła.
Wysiadłem z samochodu i zmierzyłem w kierunku wejścia przy którym stał duży, napakowany ochroniarz. Zmierzył mnie wzrokiem i bez słowa wpuścił do środka. Jestem tu rozpoznawalny. Wszyscy wiedzą czym się zajmuję i dla kogo pracuję, dlatego nie ma klubu, kasyna czy restauracji gdzie bym musiał upominać się o wstęp.
Gdy tylko wszedłem poczułem standardowy zapach tego miejsca. Cygara, papierosy, alkohol, męskie perfumy. Jednym słowem zaduch, którego nienawidzę. Dlatego nie lubię tu przesiadywać, chociaż czasami zdarzało się, że miałem potrzebę ograć parę amatorów. Z drugiej strony to szybkie i łatwe pieniądze.
Znajdowałem się teraz w dużej sali, gdzie panował kolor czerwony. Czerwone dywany, ściany, obszycia krzeseł i zasłony. Raziło mnie aż w oczy mimo, iż panuje tu raczej półmrok a jedynie pojedyncze lampy przy stolikach rozświetlają to miejsce. Stoły są tu ustawione w luźnej rozsypce. Przy każdym siedzi grupka osób. Jedni grają w pokera inni w ruletkę jeszcze inni w bilard. Na każdym obrusie można dostrzec pliki pieniędzy, które są nagrodą po zwycięstwie w każdej wymienionej grze. Forsa to główny cel tego miejsca jak i temat rozmów. Nie spotkasz tu ludzi którzy graja dla przyjemności czy dla zabawy. To jest pierdolony hazard.
Wiedziałem, że na tej sali nie będzie Harrego. On i jego towarzysze grają na zapleczu ponieważ ich zasady gry przeraziłyby większość tu zgromadzonych gości. Zacząłem iść w stronę drewnianych drzwi nad którymi widniała tabliczka "WSTĘP TYLKO DLA PRACOWNIKÓW" co chwilę witając się z graczami zajmujących miejsca przy stolikach. Jak już mówiłem, większość ludzi w tym mieście mnie zna.
Mój wzrok powiódł za zgrabnym tyłkiem jakiejś kelnereczki niosącej na tacy kilka kieliszków z brązową cieczą.
- Hej skarbie! - zawołałem w jej kierunku.
Brunetka natychmiast się odwróciła i zaczęła iść w moim kierunku. Obserwowałem ją bacznym wzrokiem i zauważyłem, że jest trochę podobna do Amy. Te same ciemne, długie włosy, blade usta, trójkątna twarz, smukłe ramiona, drobna sylwetka i to same nieśmiałe spojrzenie. Od razu odżyły we mnie wspomnienia sprzed kilku godzin. Witsoon w samej bieliźnie, mokrych włosach z których kapały pojedyncze krople na jej ciało, rozpalone usta i niepewność a może nawet strach w oczach gdy mnie wtedy zobaczyła. Co prawda mogłem zrobić z nią co chcę ale... Nie zrobiłem. Chciałem bardzo, jak nigdy wcześniej pragnąłem jej ciała ale się powstrzymałem. Sam się dziwię jakim cudem, bo przecież Zayn Malik zawsze bierze to czego chcę. Dlaczego ona tak na mnie działa? Przez nią zaczynam znów czuć. Emocje do mnie powracają i kurwa tego nie kontroluję. Najgorsze jest to, że zostawiła mnie dziś nie spełnionego i teraz mam ochotę się pieprzyć. Nawet z tą kelnereczką która w jakimś stopniu przypomina mi dziewczynę na którą mam ochotę od kilku tygodni. Ale to... Może potem.
Posłałem jej jeden z tych moich cwaniackich uśmiechów i wziąłem jeden kieliszek whisky po czym odszedłem w stronę drewnianych drzwi.
Wszedłem cicho do środka. Nie zamierzałem zwracać na siebie uwagi, puki nie zorientuje się jak wygląda cała sytuacja. Przylgnąłem do drzwi i stanąłem w cieniu, aby nikt mnie nie zauważył. Jakieś pięć metrów ode mnie stoi stół przy którym siedzi pięciu facetów w tym Harry. Wszyscy dobrze zbudowani i ubrani na czarno. Czekają teraz jak masywny, łysy mężczyzna wyłoży karty. Jakiś krótko ścięty blondyn ze znudzeniem patrzy w plik pieniędzy ułożony na środku stołu. Brunet z wąsem i zarostem patrzy niepewnym wzrokiem w swoje karty, jego noga pod stołem która nerwowo się trzęście świadczy o tym, że to nie jego najlepsza rozgrywka. Kolejny łysy typ o hiszpańskich rysach siedzi rozwalony na krześle i opowiada jakiś kawał. Wygląda na rozluźnionego. No i Harry - kompletnie bez wyrazu i wyprany z emocji, pustym wzrokiem spogląda na swoich towarzyszy. Popala papierosa od czasu do czasu zmieniając położenie kart w swojej dłoni. Nad wszystkimi unosi się biały dym uciekający z niedogaszonych fajek w popielniczce. Aż nagle mam ochotę zapalić.
Mężczyźni rozmawiają teraz o piątkowym meczu. Wymieniają zdania na temat piłkarzy i ich gry. Atmosfera wydaje się sztucznie przebarwiona sympatią a wszyscy zgromadzeni co chwilę wybuchają fałszywym śmiechem. Z pewnością łączą ich tylko karty i pieniądze.
Gdy już się upewniłem, że nigdzie nie leżą poodcinane palce ludzi, którzy nie byli w stanie zapłacić przegranej sumy postanowiłem wyjść i załatwić sprawę z Harrym. Już miałem się odezwać gdy usłyszałem czyjeś kroki i jęki zbliżające się do ich stołu. Cofnąłem się i zacząłem przyglądać nowym przybyszom.
- Panie Styles - zaczął jakiś gruby brunet, który kurczowo trzymał przed sobą chudego chłopaka o bladej skórze. Z jego nosa ciekła stróżka krwi, która poplamiła mu flanelową koszule. Lekko przydługawa grzywka lepiła mu się do spoconego czoła a wystraszony wzrok skanował otoczenie. Mógł mieć z dwadzieścia trzy lata. - Znaleźliśmy go. Szwendał się po parku. - oznajmił brunet.
- Wybaczcie na chwilę panowie. - loczek skierował się do swoich towarzyszy i wstał. Podszedł bliżej do trzymanego chłopaka i zmierzył go pogardliwym spojrzeniem. - Gregg. Słabo wyglądasz. - stwierdził z udawanym przejęciem. - Czekaj chyba masz coś na brodzie. - Powoli podsunął swoją rękę do jego twarzy. Ale nie z zamiarem wytarcia zaschniętej krwi tylko z zamiarem przyłożenia mu w twarz. Chłopak zacisnął powieki z bólu i wypluł krew, która znów poplamiła mu koszulę. - Wiesz, trudno było cię znaleźć. Ale w końcu jesteś i mam nadzieję, że z forsą którą jesteś mi winien od jakichś dwóch tygodni. - powiedział Harry z powagą i spokojem wymalowanym na twarzy. Spojrzał na swoją dłoń, która przed chwilą uderzyła Gregga i skrzywił się na widok pojedynczych kropli jego krwi.
- Błagam... - Chłopak z trudem łapał oddech. - Daj mi jeszcze trzy dni. Oddam wszystko co do grosza, tylko...
- Tylko problem w tym, że już to gdzieś słyszałem. - przerwał mu Styles, który najwidoczniej był nie wzruszony jego błagalnym tonem. Zaczął chodzić po pomieszczeniu ze skupioną miną, za pewne decydując czy go teraz zabić.
- Nie. Tym razem przysięgam. - Przy każdym słowie popluwał się krwią. W oczach miał nadzieję większą niż złość Harrego ale czułem, że także gdzieś głęboko w sobie wiedział jak bardzo ma przesrane.
Harry jest bardzo mściwy i pamiętliwy. Nigdy nikomu nie odpuszcza, tym bardziej jeśli chodzi o kasę i interesy. Nie raz kończyło się to śmiercią dla głupców którzy z nim zadarli, lub chcieli zrobić go w konia. Podejrzewam, że Gregg jest jedną z tych osób - głupiec.
- Mam dość pierdolonych obiecanek, których i tak nie spełnisz.
- Załatw to w końcu. Chcemy dokończyć grę. - zwrócił się do Stylesa łysy mężczyzna, który ze znudzoną miną wpatrywał się w stół. Dla nich takie sytuacje to codzienna normalka.
- Zaraz! - warknął zielonooki. Znów podszedł bliżej chłopaka, który ledwo trzymał się na nogach. - Może jeszcze się dogadamy? Słyszałem, że twoja dziewczyna jest bardzo ładna. Modelka tak? Jeśli dasz mi ją na parę nocy to wszystko ci odpuszczę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. - uśmiechnął niczym rekin a jego oczy zalśniły prowokująco.
- Spierdalaj!!! Jeśli ją tkniesz to cię zabiję! - wydarł się Gregg i ostatkiem sił próbował wyrwać ramiona z uścisku grubasa, który go trzymał.
Harry zaśmiał się jak psychopata z dennego horroru.
- Tak myślałem - Nagle wyciągnął spluwę i wymierzył w głowę tego chłopaka. Wiedziałem, że go zabiję nie zważając na fakt, iż odgłos strzału rozniesie się po całym kasynie. Wywoła panikę na sali i prawdopodobnie ktoś wezwie policję. To równa się z kolejnymi problemami dla nas, nie zamierzałem do tego dopuścić.
- Chyba nie zamierzasz go tu zabić durniu. - tymi słowami zwróciłem na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. Wyszedłem z cienia i stanąłem w odpowiedniej odległości od celu Harrego, na wypadek gdyby wystrzelił a krew rozprysłaby się dookoła.
- Co tu robisz? - wysyczał. W ogóle nie cieszył się, że mnie widzi. Zresztą nie dziwię się, ponieważ to już kolejny raz gdy przeszkadzam mu w spełnianiu swoich demonicznych zamiarów.
- Odłóż broń. Musimy pogadać.
- No nie! Czy jeszcze coś przeszkodzi nam w dokończeniu tej cholernej rozgrywki? - wtrącił znów łysy facet, który wyglądał na naprawdę zniecierpliwionego.
Harry zmierzył go wściekłym spojrzeniem po czym przeniósł wzrok na swoją ofiarę, która leżałaby trupem od pięciu minut gdyby nie ja. Nie żebym był wielce wrażliwy i współczujący temu chłopakowi. Po prostu nie chcę, żeby znów spadły na nas kłopoty. A przecież na ich bark nie możemy narzekać.
- Zaraz wracam - burknął do wszystkich i skinął na mnie głową abym poszedł za nim.
Weszliśmy do jakiegoś małego kantorka gdzie trzymają mopy, miotły i inne rzeczy do sprzątania. Bardzo ciasne pomieszczenie.
Ja także nie ukrywałem zirytowania. Męczyło mnie to ciągłe pilnowanie tego faceta, który od czasu do czasu musi kogoś zabić lub przelecieć jakąś obcą dziewczynę. Oczywiście ja też nie jestem aniołkiem. Tyle, że gdy ja muszę kogoś kropnąć to robię to dyskretnie i bez wielkiego przedstawienia.
- Czego?
- Czego? Jeszcze pytasz? Chciałeś zabić tu tego chłopaka, gdzie każdy by usłyszał strzał. Ktoś by wezwał psy i znów musiałbyś zacierać wszystkie ślady. Znając ciebie zrobiłbyś to nieudolnie. - próbowałem powstrzymywać krzyk, aby tamci z sąsiedniego pomieszczenia nas nie usłyszeli.
- Nikt by nawet nie zareagował. Tu są sami zabójcy i przestępcy. - mruknął.
- Pewnie, pomijając personel który w większości składa się z bojaźliwych kelnereczek.
- Pieprzysz - Skrzyżował ręce na piersiach i zrobił obojętną minę. Jego postawa powodowała, że jeszcze bardziej miałem ochotę mu przyłożyć.
Zirytowany chwyciłem się za nasadę nosa kciukiem i palcem wskazującym. Próbowałem uspokoić się chociaż trochę, aby zaraz nie rozwalić tego całego kantorka.
- Dobra. A może chcesz mi powiedzieć co dziś robiłeś?
Zielonooki przez ułamek sekundy ukazał na swojej twarzy niepokój. Szybko jednak z powrotem nałożył na siebie maskę obojętności. Nic przede mną nie ukryje, znam go na wylot. Jestem tylko ciekawy czy zacznie kłamać.
- O co ci do kurwy chodzi? - zapytał spokojnie powoli się prostując.
Uniosłem ze zdziwieniem brwi.
- Może o to, że dziś znów pieprzyłeś?
Na te słowa już nie udawał niewiniątka. Obrócił głowę i przygryzł od wewnątrz policzek. Po chwili prychnął nerwowo i pokręcił głową.
- Skąd to kurwa wiesz?
Oczywiście nie mogłem powiedzieć mu prawdy.
- Przejeżdżałem obok jej domu i widziałem twój samochód. Kurwa Harry ona pochodzi z bogatej rodziny! Jeśli powie coś rodzicom będziemy mieli przejebane. A właściwie ty, bo ja już mam dość nastawiania za ciebie karku. - Nie wytrzymałem i w końcu powiedziałem co myślę.
Widziałem jak się cały napina. Zacisnął mocno szczękę a jego spojrzenie mogło w tamtej chwili zabijać. Uniósł wysoko głowę i podszedł do mnie zdecydowanie za blisko.
- Po pierwsze i tak będę robić co zechcę. Po drugie mój najlepszy kumpel się ode mnie odwraca? Zwariowałeś stary?
- Mam kurwa tego dosyć. Ciągle pakujesz się w jakieś gówno a jak sobie nie radzisz to lecisz do mnie. Mówiłem ci wiele razy, że masz z tym przestać. To całe dilowanie...
- Gadasz jak hipokryta. Przecież sam sprzedawałeś prochy. - Zmrużył oczy jakby chciał mi się lepiej przyjrzeć. - Zmieniłeś się. Od paru tygodni jesteś inny, słabszy. Czepiasz się rzeczy które kiedyś były dla ciebie normą. Może teraz zacząłeś pracować dla psów? Huh? Albo podporządkowujesz się kobiecie? Cipa z ciebie Zayn. - wycedził.
Tego już było za wiele. Wziąłem zamach i z całej siły uderzyłem go w twarz. Przewrócił się co szybko wykorzystałem i przykląkłem przy nim. Chwyciłem go za skórzaną kurtkę i potrząsłem.
- Nigdy nie robiłem dla psów!
W odpowiedzi usłyszałem jego gardłowy śmiech. On nigdy nie ukazywał bólu.
- Ale nie zaprzeczyłeś o dziewczynie. Co to za dziwka, że wolisz ją od przyjaciela? - znów zaczął mnie prowokować. Udolnie.
Wkurwiony szarpnąłem go w górę i znów walnąłem mu pięścią w nos. Tym razem tylko się zachwiał i podtrzymał metalowego regału na którym stały różne środki czyszczące. Sam nie wiem co wtedy myślałem. Chciałem mu tylko narobić parę sińców a gdy będzie po wszystkim po prostu pogodzić się. Ale męska duma mi na to nie pozwalała. Byłem cholernie na niego wściekły za to, że zrównał mnie z policją, za to, że domyślił się o dziewczynie. Za to, że uważa mnie za fałszywego przyjaciela, który broni własnego tyłka.
Z rozmyśleń wyrwał mnie ból brzucha. Jedno uderzenie, drugie aż w końcu cios w twarz. Uderzyłem plecami o ścianę a w ustach poczułem smak krwi. Mierzyliśmy się teraz rozwścieczonymi spojrzeniami. Zauważyłem, że po skroni leci mu strużka krwi.
- Jak szef się dowie o tym co robisz, zabije cię. Zresztą już się domyśla, że sprzedajesz jego towar i połowę zysku bierzesz dla siebie. A w to wszystko wchodzą jeszcze kolejne bezsensowne zabójstwa. - powiedziałem, aby chociaż trochę mu uświadomić jak bardzo się zagalopował. Chciałem aby przejrzał na oczy.
- Sram na Macka. Już nie jest moim szefem. A tak w w ogóle, czy twoja panna wie czym się zajmujesz? - Znów się roześmiał, pewnie przez iskrę niepewności w moim spojrzeniu. - Na pewno tak, tylko ciekawe co na to Mack.
Zacisnąłem pięści tak mocno, że poczułem jak paznokcie przeciskają mi się przez skórę.
- Nic mu nie powiesz - Bardziej rozkazałem niż spytałem. I nagle dopiero teraz zdałem sobie sprawę na jakie niebezpieczeństwo naraziłem Amy. Przecież...
- Chciałbym abyś sam mu się przyznał, ale obawiam się że to nie wyjdzie. - Zaczął sięgać do tylnej kieszeni spodni patrząc na mnie lodowatym wzrokiem. Wyjął powoli broń. - Nie chcę tego robić Zayn. Ale nie widzę innego wyjścia. Ciągle się wpierdalasz i mnie pouczasz, jakbyś to ty siedział w tym dłużej. A to przecież ja cię do tego wszystkiego wciągnąłem. Pamiętasz? Jak chodziłeś ulicami i szukałeś pracy? Gdyby nie ja, twoja rodzinka już dawno zdechłaby z głodu. - Wymierzył we mnie. Podszedł bliżej tak, że lufa prawie dotykała mojej piersi. Mimo to zachowałem spokój. - Po prostu chyba jesteś za miękki do tej roboty.
- A ty zbyt głupi. Zobaczymy kiedy ktoś cię sprzątnie. - posłałem mu cwaniacki uśmieszek. Uśmiechnąłem się do mojego złudnego przyjaciela, który niegdyś uratował mi życie. A teraz je odbierze. Osoba, którą uważałem za najlepszego kumpla teraz po prostu mnie zabije. Tylko dlaczego nic nie czuje? Ani strachu ani złości.
On uśmiechnął się smutno, ale w jego oczach nie było widać żalu. Harry Styles nie wie co to żal.
- Szkoda. Mogliśmy tworzyć dobry zespół.
Już czułem jak jego palec napina się aby nacisnąć spust. Już słyszałem wystrzał, który będzie ostatnim dźwiękiem jaki napotka moje uszy. Już czułem przeszywającą mnie kule, która przecina mi serce na pół i przelatuje na wylot. Chyba nawet zobaczyłem rozmazany obraz twarzy jakiejś dziewczyny. Amy?
Zamiast tego wszystkiego dobiegł mnie dźwięk otwieranych drzwi, które z impetem uderzyły w ramię Harrego. Broń wyleciała z jego dłoni i upadła na podłogę. Styles chwycił się za obolały bark i syknął z bólu. Na jego nieszczęście to drzwi metalowe a więc ból dwa razy mocniejszy.
Nie patrząc nawet na to kto chciał wejść do środka, chwyciłem szybko broń z białych płytek i wycelowałem w zielonookiego, który nawet tego nie zauważył. Oddech miałem ciężki i przerywany. Serce waliło mi mocniej niż sprzed kilku sekund temu, kiedy to ja stałem na miejscu Harrego. Chciałem żeby na mnie spojrzał. Musiałem zapamiętać jego ostatni wyraz twarzy. Musiałem go zabić bo chciał zrobić to samo ze mną. To pierdolona dżungla, mściłby się na mojej rodzinie, odnalazłby Amy, okradłby dom. Jak mogłem mu zaufać?
Spojrzał na mnie i już wiedział, że to koniec.
Nie wahałem się.
Wystrzeliłem.
Opadł na podłogę powoli tonąc we własnej kałuży krwi. Zaszczyciłem go ostatnim spojrzeniem po czym wybiegłem z kantorka. Jak się zorientowałem to brunet (który nie miał dobrego rozdania) chciał wejść sprawdzić co się dzieje. Kiedy indziej podziękuje mu za uratowanie życia.
Wszystko potem działo się bardzo szybko. Musiałem jakoś stamtąd wyjść, co nie było wcale takie proste gdy w okół ciebie znajdują się sami uzbrojeni mężczyźni. Zaskoczyłem ich gdy wpadłem do pomieszczenia gdzie grali w karty z bronią. Zacząłem krzyczeć, że mają się nie ruszać bo inaczej powybijam każdego. Nie zwracałem już nawet uwagi czy ktoś z głównej sali kasyna usłyszy moje krzyki czy wystrzał który zadałem Harremu. Wywierałem na każdym presję moimi wrzaskami i wymachiwaniem bronią, co działało na moją korzyść. W końcu dotarłem do drzwi przez które wszedłem do tego piekła. W pośpiechu opuściłem ich hazardowy pokoik.
Na sali dla gości musiałem schować broń i udawać spokojnego. Oczywiście każdy na mnie patrzył podejrzliwie i niepewnie. Pomyślałem, że może jestem brudny od krwi ale szybko to zignorowałem. Po prostu zmierzyłem w stronę głównego wyjścia.
Mam jakieś trzy minuty. Potem pewnie zaczną mnie gonić i szukać. Wsiadłem do swojego czarnego Audi i z piskiem opon odjechałem spod kasyna. W żyłach nadal buzowała mi adrenalina. Złość ogarnęła cały mój umysł. Zacząłem sobie nagle zadawać pytania: Czy musiałem go zabić? Co by było gdybym tam nie pojechał? Co powiem szefowi?
Jakby tego było mało zaczęło padać co jest fatalnym powiązaniem z roztargnionym mną za kółkiem. Mknąłem teraz przez autostradę a obraz przede mną zasłaniał mi deszcz spływający po szybie oraz obrazy sprzed kilku minut. Co chwilę masowałem twarz, aby jakoś otrząsnąć się z szoku i zacząć racjonalnie myśleć. Nagle zauważyłem zbliżające się do mnie światło. Dwa światła. Zmrużyłem oczy żeby lepiej się przyjrzeć dziwnej zwidzie przede mną. Nic nie słyszałem, nawet kropli deszczu uderzających o dach samochodu. Ogłuchnąłem? Światło nadal się zbliżało i jakby... Migotało do mnie. Czy to co teraz widzę dzieje się naprawdę? A może umarłem z ręki Harrego a teraz jadę drogą do piekła? Cholera oby mnie tam dobrze przyjęli.
Zamrugałem kilka razy aby wyostrzyć sobie widoczność. Zadałem też sobie plaskacza w twarz co natychmiast pomogło. Kurwa, usłyszałem trąbienie które dobiegało ze strony światła. Co? Jakiegoś światła? To reflektory tira, który zbliżał się z zabójczą prędkością. Oszołomiony natychmiast gwałtownie skręciłem w prawo.
~***~
Nie bijcie, prosze. Wiem, że ten rozdział skopałam i jest bardzo dziwny i jest wiele niewyjaśnionych wątków. Pisałam przez kilka dni i nie umiałam go ubrać w słowa. Tak... wiem z racji, że czekaliście tak długo ten rozdział powinien Was powalić na kolana. A jest moim zdaniem przeciętny. Wybaczcie jesli Was zawiodłam.
Muszę też zdradzić, że powoli zbliżamy się do zakonczenia tej historii o Zaynie i Amy. Pojawi się jeszcze kilka rozdziałów i to bedzie koniec. :(
Chyba że jakimś cudem albo we śnie do głowy wpadną mi nowe pomysły, jeśli chodzi o to opowiadanie. :)
Mogę jeszcze powiedzieć że przymierzam sie do tworzenia drugiego bloga. Więc gdy zakończę Loud Silence to będę nadal pisac.
xx Dzięki za wszystkie komentarze!
ASK --> możecie mnie tu opieprzać za kiepski rozdział. walcie
Dobra ! , jeśli Zayn umrze lub będzie ledwo żywy to Cie zabije !! ON MA BYĆ Z AMY ! CZEKAM NA HAPPY END ! Harrego w sumie i tak nie lubiłam za bardzo no chyba żeby jakimś cudem był z Grace później ale to wymaga napisania o wiele więcej rozdziałów niż zaplanowałaś , ale wracając do tematu , Harry mógł umrzeć. Zastanawia mnie tylko czy Zayn powie Amy ?? No i kiedy będzie ta scena z nimi na którą tak czekam ! Taka uwaga (mało ważna więc w sumie nie wiem czemu napisze ale napisze , chociaż juz to pisałam) ta czcionka do mnie absolutnie nie przemawia , kiepsko mi się czyta ; / . No ogl. rozdział ŁAŁ dużo akcji ! , nie ma Amy :C , i troche było przysłowiowego "lania wody" . Najbardziej podobała mi sie scena samego morderstwa (chociaż troche mi żal no bo w końcu Harry go kiedyś uratował a ten śmieć go zabił , łeska sie w oku kręci :P ) no i świetnie opisana "sytuacja" ? zaraz po tym morderstwie , nie wiem jak to opisać chodzi o Zayna (wiesz o co chodzi ! ). Czekam z niecierpliwością na następny rozdział , życze dużo weny , i już nie moge się pogodzi że będziesz kończyć to ff ale następne tez będę czytać ! <3
OdpowiedzUsuńSkopałaś. To prawda. Jednak nie jestem wściekła na ciebie z tego powodu. Powodem , przez którego jestem na ciebie wściekła jest czas. A Ty czasu na napisanie tego rozdziału miałaś mnóstwo. Czy jest zbyt krótki jak na ponad dwa tygodnie ? Zdecydowanie tak. Jestem wkurzona, ale będe czekać na lepszy rozdział. Mam nadzieje ,że nadejdzie szybciej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCzemu piszesz że jest okropny? Jest superrrrr!!! Na ale trochę za długo pisałaś;-) Ale jeśli zayn umrze... aaaaaa! Ale poza tym to fajne:-). Dodaj szybko nastepny.
OdpowiedzUsuń~Sai
czemu wszystkie fajne ff muszą się już konczyć , rozdział może jest trochę dziwny ale w dobrym sensie dziwny :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny. Szkoda,że zbliżamy się do końca tego opowiadania jest naprawdę rewelacyjne ! Czekam z niecierpliwością na kolejny. <3
OdpowiedzUsuńsuper czekam na kolejny rozdział nie wiem czy ma. płakać czy cieszyć się że Zayn zabił Harre'go ale dobra jakoś przeżyje <3
OdpowiedzUsuńW takim momencie...
OdpowiedzUsuńrozdział hm.. nie jest jednym z najlepszych, ale też nie najgorszy zapraszam do mnie http://my-angel-my-friend-my-devil.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPROSZE CiĘ NIE KOŃCZ JESZCZE TEGO FF BO JEST ZAJEBISTE ( przepraszam za słownictwo) najlepsze jakie cztałam , ta historia barzdo mnie wciągneła, a co do rozdziału to jest super , z nierciepliwością będe czekać na następny rozdział , życze weny i do następnego :-))
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńRozdział nie najgorszy. Szkoda, że nie było Amy ;( Zayn zabił Harry'ego? No, nieźle. I mam nadzieję, że on nie zginie pod tym tirem :/ nie każ długo czekać !! :3 dodaj szybko!! :*
OdpowiedzUsuń*.*
OdpowiedzUsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://uncanny-fanfiction.blogspot.com/
http://danger-zaynmalik.blogspot.com/