środa, 26 marca 2014

Rozdział 13

  Wolałam już mu się nie sprzeciwiać gdy jest w takim stanie. Posłusznie wsiadłam do samochodu, a on już po sekundzie siedział obok mnie. Ruszyliśmy z piskiem opon.
  Tak bardzo chciałam się dowiedzieć czegoś więcej na temat kontaktu Malika z tamtym chłopakiem ale boje się jego wybuchu.W końcu udało mu się wytrącić go z równowagi a rzadko komu to się udaję.    Spojrzałam na jego profil, najwidoczniej złość jeszcze z niego nie zeszła. Wlepiał rozwścieczony wzrok w drogę, szczękę miał mocno zaciśniętą a knykcie pobielały mi od zaciskania dłoni na kierownicy. Połączenie wściekłego Zayna z jazdą samochodem, raczej nie wróży nic dobrego. Wyprzedzał każdy samochód, zdarzyło mu się też przejechać na czerwonym świetle. Czy tak właśnie rozładowywuje złą energię?
   - Zayn zwolnij. - szepnęłam nadal na niego patrząc. Był taki zimny, bezuczuciowy.
   - Zabiję go! - krzyknął, ostro skręcając. Każdy skrawek jego twarzy napinał się od nowa.
   - Przecież nic takiego nie zrobił. - próbowałam załagodzić sytuacje.
   - Ten dupek cię dotykał! - warknął, te słowa ledwo przeszły mu przez gardło.
Czułam że jeśli zaraz się nie uspokoi to skończy się na wypadku. W ogóle dlaczego tak się tym przejął? Chyba nie jest zazdrosny? Amy o ciebie nikt nie bywa zazdrosny. Nie wiedziałam co zrobić, jak go opanować, czułam się lekko zażenowana powodem jego złości.
W zakłopotaniu po prostu położyłam swoją dłoń na jego ramieniu w geście otuchy. Już miałam coś powiedzieć ale mi przerwał.
   - Andy to mój największy wróg, nie chcę aby się do ciebie zbliżał. - powiedział odrobinę spokojniej ale nadal z tą samą nienawiścią w głosie. Dziko patrzył przed siebie nie racząc spojrzeć w moja stronę i zobaczyć jak bardzo mnie przeraża.
Nie rozumiałam go. Raz jest obojętny na moje istnienie a raz odgrywa scenkę zazdrości. Najpierw nie przyznaje się do mnie w szkole a potem zabiera do klubu. Gdzie tu sens? Najchętniej zaszyłabym się w swoim pokoju, tonąc w samotności i czytając ulubioną książkę, gdzie zawsze panuje spokój. Ale musiałam trafić na niezrównoważonego Malika...
  Westchnęłam cicho. Wzięłam rękę z jego ramienia i ponownie zatraciłam wzrok w szybie aby nie widział  łez które tak bardzo chciały wypłynąć.
   - Proszę uspokój się. - pisnęłam z nadzieją że mnie wysłucha, że zwolni.

  Zatrzymał auto pod moim domem. Lekki uśmiech wkradł mi się na twarz wraz ze świadomością że to koniec wieczoru z Zaynem.
  Otworzyłam drzwi od swojej strony nie racząc nawet spojrzeć na  Mulata. Chciałam po prostu uciec z jego czarnej wyścigówki, która od dziesięciu minut przyprawiała mnie o mdłości.
  Gdy moje nogi stanęły już na chodniku usłyszałam odgłos otwierających się drzwiczek z drugiej strony. Cholera. Odwróciłam się powoli lustrując ze zdziwieniem Zayna. Miał na twarzy wymalowany łobuzerski uśmieszek. Powoli zaczął zbliżać się a mnie napadła fala gorąca. Jego złość która rozsiewała się w samochodzie znikła, znów stał się chłopakiem z maską bad boya.
Myślałam że odjedzie, że da mi spokój na resztę wieczoru. Ale nie.
   - Chciałaś odejść tak bez pożegnania? - zapytał stojąc na prawdę blisko.
Zrobiłam krok w tył aby wydłużyć odległość między nami. Moje policzki zrobiły się purpurowe na myśl że zatraciłam maniery ale to uczucie szybko minęło. Od razu przypomniałam sobie o jego agresywnym zachowaniu, przez co chciałam uciec jak najdalej. Tego uczucia będę się trzymać.
   - Powinnam...
   - Mnie wpuścić i dać mi coś na ból głowy. - przerwał mi a jego usta wykrzywiły się w pół uśmiechu. W jego kakaowych oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. Dokładnie wiedział że mi się to nie spodoba i że wprawi mnie w zakłopotanie.
Mimo to, nic nie odpowiedziałam. Mocno zirytowana ruszyłam w stronę domu, oczywiście on tuż za mną. Gdy zobaczyłam zepsuty zamek, puknęłam się w głowę w myślach za moją głupotę. Jak mogłam zostawić otwarte mieszkanie? Cholerny Malik, zepsuł a teraz oczywiście nie naprawi.

   - Poczekasz tu chwilę? Pójdę tylko po tab... - przerwałam gdy zobaczyłam że w salonie w którym powinien znajdować się wraz ze mną Zayn, jego po prostu nie ma.
Zaczęłam się rozglądać za tym chłopakiem. To jakieś żarty? Po chwili usłyszałam hałas z mojego pokoju na piętrze. Otworzyłam ze zdziwienia oczy i pędem ruszyłam na górę.

   - Co tu robisz? - syknęłam w stronę bruneta który przechadzał się bezczelnie po moim pokoju.
Odwrócił się udając zdziwioną minę.
   - No wiesz, nie zaprosiłaś mnie do swojego pokoju to sam się rozgościłem. - powiedział wracając wzrokiem do obrazu wiszącego na ścianie.
Myślałam że zaraz mnie krew zaleje. Wzmianka o tabletkach przeciw bólowch była tylko kłamstwem? Jaka ja jestem głupia.
  Powoli do niego podeszłam aby grzecznie poprosić by wyszedł. Gdy byłam wystarczająco blisko, on spojrzał mi prosto w oczy przepełnione smutkiem. W jego zaś była pustka. Niespodziewanie złapał mnie za nadgarstki i pchnął na ścianę. Z moich ust wydobył się cichy syk. Przylgnął do mnie mocno przyciskając. Może i nie chciał aby to zabolało ale jego umięśnione ciało sprawiało mi ból. Mam bardzo wrażliwą skórę.
  Zablokował mi ręce tak że nie mogłam nimi ruszać, nasze klatki były przyklejone. Zdecydowanie za blisko. Mój oddech stał się szybszy a oczy rozbłysły w świetle lęku. Zdecydowanie za blisko. Nienawidzę zbyt bliskiego kontaktu, może dlatego że nigdy nie miałam go za dużo. Nigdy nie miałam dużo czułości. Górował nade mną wzrostem, prawie jak zawsze. Zmrużył na mnie oczy posyłając lodowate spojrzenie. Zdecydowanie za blisko.
   - Dlaczego taka jesteś huh? Dlaczego jesteś taka trudna? - spytał oschle.
Przełknęłam ślinę. Nie wiedziałam o co mu chodzi, spuściłam głowę aby włosy przykryły moje zakłopotanie na twarzy.
   - Nie dopuszczasz do siebie ludzi. - syknął.
   - Nie prawda. - sprzeciwiłam się nadal patrząc w dół.
   - To spójrz na mnie kurwa i powiedz to jeszcze raz.
Wzdrygnęłam się pod jego tonem. Czułam jak łzy napływają mi cholerny setny raz w tym dniu. Nie chciałam płakać, chciałam pokazać mu że jestem twarda. On nie wie jak to jest być wyrzutkiem, on nic nie wie ani o mnie ani o świecie w którym żyję. Nie ma prawa mnie oceniać jak każdy głupi człowiek którego spotykam w swoim życiu. Teraz łzy leciały mi ciurkiem, nie mogąc ich powstrzymać.
   - Zobacz jaka jesteś słaba. - szepnął a mnie ogarnęła złość. Czułam że uczucia które w sobie tłumiłam zaraz wybuchną.
  - Oh zamknij się! Nic o mnie nie wiesz! - krzyknęłam, próbując go odepchnąć. Bezskutecznie. - Nie wiesz jak to jest być wyrzutkiem. Nie wiesz jak to jest gdy najlepsze przyjaciółki cię odtrącają. Nie wiesz jak to jest być niezrozumianym. Ciebie wszyscy lubią, masz w ogół siebie przyjaciół, znajomych, ja nie. - szlochałam - Wiesz dlaczego się izoluję od ludzi? Bo to zwierzęta, ranią gdy tylko cię zobaczą. Oceniają cię chociaż nic o tobie nie wiedzą, dlatego wole do siebie nikogo nie dopuszczać aby potem nie czuć tego bólu rozczarowania. - wydusiłam z siebie.
Takich słów dawno nie wypowiadałam na głos. Wszystko zaszywałam w sobie. Przed nikim się tak nie otwarłam jak teraz przez Zaynem, sprowokował mnie do tego. Musiałam to powiedzieć mimo że może mnie nie zrozumieć, wyśmiać lub rozpowiedzieć o tym całej szkole, ale nie obchodziło mnie to teraz. O dziwo poczułam się lepiej, zrobiło mi się lżej na sercu jakby wszystkie zmartwienia które tam odkładałam odfrunęły. Chociaż wiem że nadal tam siedzą.
  Nic nie odpowiedział. Można powiedzieć że był w lekkim szoku. On...on przytulił mnie do swojego rozgrzanego torsu pozwalając na wypłakanie się w koszulkę. Nic nie mówił, po prostu trzymał w swoich ramionach, a ja poddałam się chwili. Potrzebowałam tego. Czy zrobiło mu się mnie żal? Nie wiem, ale wiem że mnie zrozumiał inaczej by tak nie zareagował. Widziałam to w jego oczach.

  Po dziesięciu minutach obydwaj siedzieliśmy na łóżku, rozmawiając. Zadał kilka pytać co do dręczących mnie ludzi ale bardziej nie wnikał w temat. Chyba wiedział że nie jestem na siłach aby o tym teraz mówić.
   - Zaśpiewaj coś. - rozkazał podając mi gitarę.
Popatrzyłam na niego zdziwiona i pokręciłam przecząco głową. On zmarszczył brwi gromiąc mnie spojrzeniem.
   - Jak nie zaśpiewasz przysięgam że cię do tego zmuszę. - stwierdził oszczegająco dając mi gitarę na kolana.
Sama nie potrafię się zorientować kiedy mówi poważnie a kiedy żartuję. Jego humorki szybko się zmieniają.
   - Zayn, to że lubię śpiewać nie znaczy że potrafię. - rzekłam cicho spuszczając wzrok.
   - Potrafisz. - warknął coraz bardziej się niecierpliwiąc.
Na prawdę nie chciałam się upokarzać jeszcze bardziej, ale wolałam po dobroci niz jak to on stwierdził "przez zmuszenie"
  Chwyciłam nieśmiało instrument w dłonie ostatni raz spoglądając na Zayna zanim zatracę się w swojej grze. Moje dłonie musnęły struny a potem poszło jak z bicza.
http://www.youtube.com/watch?v=DOSuSNQhV08

Gdy skończyłam zdałam sobie sprawę jak bardzo się wczułam. Może dlatego że mam do tej piosenki duży sentyment. Na moje policzki wkradł się rumieniec ale uniosłam oczy aby zetknąć się z czekoladowymi tęczówkami. Totalna pustka której nie mogłam rozszyfrować.
Nagle usłyszałam hałas na dole. Podskoczyłam na łóżku. - Pewnie rodzice wrócili. - stwierdziłam podchodząc do drzwi pokoju. Lekko je uchyliłam aby nasłuchiwać się głosom swoich rodzicieli. No tak, było około 22. O tej zazwyczaj wracają. Odwróciłam się aby spojrzeć na Zayna ale... on zniknął. Po prostu poszedł. Zostawił otwarte okno przez co firana była rozwiana na wietrze...


  Na następny dzień w szkole wszystko było po staremu. W głębi duszy cieszyłam się, że nie ma dziś Malika. To że wczoraj płakałam mu w koszulkę czy to że zaśpiewałam dla niego to nie znaczy że się zbliżyliśmy. Nadal go nie znoszę. Wcześniej pwiedziałabyś że "nienawidzisz". Głupia podświadomość. Przez cały dzień zastanawiałam się dlaczego wyszedł bez słowa, czy coś złego zrobiłam? Chociaż może to i lepiej, przynajmniej nie musiałam go błagać jak ostatnio aby opuścił mój pokój.
  Zmierzałam właśnie pustym korytarzem do wyjścia ze szkoły, ale usłyszałam kłócących się ludzi. Moja ciekawość wygrała i poszłam za śladem krzyków które doprowadziły mnie do wąskiego przedsionka przed wejściem do stołówki. Zmarłam gdy ujrzałam dwie dobrze znane mi osoby. Schowałam się tak aby mnie nie zauważyli i przypatrywałam się rozwoju wydarzeń. Intuicja podpowiadała mi że tak nie można, że powinnam odejść ale moja ciekawość ponownie wygrała.
Nie mogłam dosłyszeć o co się kłócą. Katniss była cała w panice jak i zdenerwowaniu, grubo tłumaczyła się przed brunetem często gestykulując rękoma. To Zayn przeważnie się unosił i krzyczał na nią. Cholera dlaczego nic nie słyszę?
Nagle zobaczyłam szybki zamach ręką i grymas bólu na twarzy Kat. Nie mogłam w to uwierzyć. Zamrugałam kilka razy aby lepiej dojrzeć. Malik ją uderzył!


~***~
Mogło być pięknie i romantycznie ale musiałam coś zepsuć. :D
Trochę mi zajęło napisanie tego rozdziału, więc proszę doceńcie komentując
+przepraszam za błędy

 CZYTASZ=KOMENTUJESZ

 

7 komentarzy:

  1. Końcówka mnie zdziwiła. Zayn jak mogłeś? Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. no faktycznie byłoby zbyt pięknie ;) czekam na next !!

    OdpowiedzUsuń
  3. To by było za piękne *-* ale i tak mi się podoba <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam i komentuje ! Łohohoohoh , sie dzieje !!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniałe! Kocham to po prostu! Jesteś niesamowita, dziękuje za to świetne ff !
    Um... Zayn...musiał się nieźle wkurzyć na tą małpę. W sumie, nie jest mi jej żal, ale to, że Malik ją uderzył nie świadczy o nim najlepiej. Cóż...ciekawe jak się wytłumaczy.
    Czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam, Lizzie xxx

    OdpowiedzUsuń